Ułatwienia dostępu

Patron naszej szkoły

Mikołaj Kopernik

19.02.1473 - 24.05.1543

Polski astronom, matematyk, ekonomista, lekarz, duchowny, wszechstronnie wykształcony przedstawiciel okresu renesansu. Urodził się w Toruniu jako syn kupca Mikołaja i Barbary z domu Watzenrode, której bratem był biskup warmiński Łukasz. To dzięki jego protekcji i finansowemu wsparciu, młody Mikołaj mógł rozpocząć studia w Akademii Krakowskiej. Następnie studiował w Bolonii astronomię, a w Padwie prawo i medycynę. W 1503 roku doktoryzował się z prawa kanonicznego. Po powrocie ze studiów do Polski mieszkał w Lidzbarku Warmińskim, Fromborku oraz Olsztynie (w latach 1520-1521, w czasie wojny polsko-krzyżackiej).
Opracował heliocentryczny model Układu Słonecznego, według którego Słońce znajduje się w centrum, Ziemia jest planetą i podobnie jak pozostałe planety obiega Słońce po orbicie kolistej. Jego teoria została opublikowana w 1543 roku w Norymberdze w księdze De revolutionibus orbium coelestium (O obrotach sfer niebieskich).
Mimo zadedykowania dzieła ówczesnemu papieżowi, dzieło Kopernika, godzące w ustalone poglądy na budowę świata, nie od razu spotkało się z pozytywnym przyjęciem zarówno wśród władz duchownych, jak i uczonych. Jeszcze za życia Kopernika jego teoria spotkała się z ostrym sprzeciwem Marcina Lutra i Jana Kalwina, jako sprzeczna z tekstem Biblii. Kościół katolicki początkowo nie zajmował oficjalnie stanowiska wobec teorii, jednak później, po soborze trydenckim uznał ją za przeciwną światopoglądowi religijnemu. Kongregacja Indeksu wydała w 1616 roku dekret potępiający „De revolutionibus...”. Z Indeksu Ksiąg Zakazanych dzieło Kopernika zostało usunięte w 1758 roku. Na przełomie XVI i XVII wieku teoria astronoma zyskiwała coraz więcej zwolenników, a do jej ugruntowania najbardziej przyczynili się Giordano Bruno, Jan Kepler i Galileusz. W 1999 roku autograf De revolutionibus orbium coelestium został wpisany na listę UNESCO Pamięć Świata.
Ogłoszona przez Mikołaja Kopernika teoria była najważniejszą rewolucją naukową w dziejach ludzkości od czasów starożytnych, nazywaną przewrotem kopernikańskim. Wielkiego polskiego astronoma podziwiają miliony ludzi na świecie. Nic więc dziwnego, że pod jego patronatem znalazła się nasza szkoła. Kopernik był postacią ważną nie tylko dla Polski, ale i dla całego świata, tak więc ten wszechstronny człowiek, którego na pewno nie można zaszufladkować w jednej dziedzinie nauki, był i jest dla nas wzorem od lat.

Literatura

  • H. KESTEN

    „Kopernik i jego czasy”, Warszawa 1961;

  • M. BISKUP, J. DOBRZYCKI

    „Mikołaj Kopernik. Uczony i obywatel”, Warszawa 1972;

  • K. GÓRSKI

    „Dom i środowisko Mikołaja Kopernika”, wyd. 2 Poznań 1972;

  • E. RYBKA, P. RYBKA

    „Kopernik. Człowiek i myśl”, Warszawa 1972;

  • J. OLKIEWICZ

    "A jednak się porusza", Warszawa 1987.

Komiks o Mikołaju Koperniku

Jak Mikołaj Kopernik został naszym patronem...

Mikołaj Kopernik, gdy był mały, bardzo nie lubił się uczyć. Często robił błędy ortograficzne, nie znał ważnych dat z historii, mylił koniugacje i deklinacje łacińskie. Interesowały go jedynie matematyka i astronomia, której, niestety, nie było w szkole zbyt wiele, a nielicznych jej elementów nauczano tylko teoretycznie. Nie słuchał próśb rodziców, aby powtórzył materiał do klasówki z biologii czy przeczytał kilka utworów Horacego. Chłopiec wolał w tym czasie studiować mapy nieba znalezione na strychu w starym atlasie po pradziadku.
Jednak z czasem przestało mu to wystarczać. Zafascynowany rysunkami, zapragnął ujrzeć prawdziwe niebo, ale rodzice uznali, że najpierw powinien nabyć wszystkie umiejętności nauczane w szkole podstawowej, a dopiero rozwijać swoje inne zainteresowania. Kolejna rozmowa na ten temat skończyła się kłótnią. Zrozpaczony Mikołaj wyszedł z domu i bez celu błąkał się po osiedlu. Nagle w oddali spostrzegł starą, murowaną wieżę. Jakoś nigdy wcześniej nie zwrócił na nią uwagi... Gdy podszedł bliżej, zauważył małe, wąskie drzwiczki. Mimo wielokrotnych przestróg rodziców przed nieznanym, nacisnął klamkę. Ku jego zaskoczeniu drzwi otworzyły się i chłopiec znalazł się na krętych schodach. Niepewnie ruszył do góry. Po kilku minutach wspinaczki wyszedł na taras. Nie mógł uwierzyć w to, co tam zobaczył. Przy barierkach stał jego wymarzony sprzęt do obserwacji astronomicznych: cztery teleskopy skierowane w cztery różne strony, tablica do kreślenia obliczeń, dokładne mapy każdej części nieba oraz stos podręczników.
Mikołaj ze strachem spojrzał w dół schodów. Co się stanie, gdy ktoś go tu znajdzie? Nie mógł się jednak oprzeć pokusie i ciekawość zwyciężyła. Rozpoczął od studiowania map, a gdy zaczęło się ściemniać, podszedł do pierwszego z teleskopów. Czas mijał, a chłopiec nie mógł oderwać się od niezwykłych przyrządów. Nie chciał jednak kolejnej awantury z rodzicami, więc z żalem odłożył wszystko na miejsce i wrócił do domu.
Od tej pory jednak był na Wieży Astronomicznej częstym gościem. Gdy wszyscy już spali, Mikołaj wymykał się potajemnie z domu i wędrował do swojej kryjówki. Na tarasie spędzał wiele godzin, obserwując niebo, studiując mapy, próbując wykonywać swoje własne obliczenia na podstawie informacji przeczytanych w podręcznikach. Koledzy i koleżanki oraz nauczyciele dziwili się, dlaczego chłopiec jest ciągle niewyspany. Raz dostał nawet uwagę za zaśnięcie na lekcji historii.
Mikołaj zastanawiał się, jak wyglądają inne szkoły w Polsce. Czy może gdzieś nauczają astronomii już na wcześniejszych etapach edukacji? Czy uczniowie w innych placówkach też tak bardzo nie lubią się uczyć? Choć miał dopiero jedenaście lat, tak pragnął wyrwać się ze swojego rodzinnego domu, z miasta, w którym nie dostrzegał żadnych uroków, z czasów, które nie dawały perspektyw... Pewnej nocy jak zwykle prowadził swoje obserwacje, gdy nagle zauważył na niebie maleńki, iskrzący punkcik, szybko poruszający się w stronę Ziemi. Co to jest?! Aż krzyknął ze zdziwienia i podbiegł do teleskopu. Nigdy wcześniej tego nie widział, ale przypomniał sobie legendę, którą, gdy miał sześć lat, mama opowiadała mu na dobranoc. Spadająca gwiazda... Mikołaj, wpatrując się intensywnie w dziwny obiekt, zacisnął pięści i pomyślał życzenie: „Chciałbym przenieść się w czasie, aby ujrzeć niebo przyszłości”.
Zamknął oczy, próbując wyobrazić sobie inną rzeczywistość, kiedy poczuł silne szarpnięcie i jego stopy oderwały się od posadzki. Przerażony chciał krzyknąć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Kręciło mu się w głowie i szumiało w uszach. Zupełnie nie rozumiał, co się dzieje. Czy Wieża Astronomiczna się zawaliła, a on spadał przygniatany kawałkami muru? Czy może ktoś go wypchnął przez barierkę i zaraz boleśnie upadnie u stóp budowli, łamiąc sobie ręce i nogi?
Po kilku sekundach, które Mikołajowi wydawały się całą wiecznością, nastąpiło zaskoczenie. Chłopiec nie przewrócił się, nie został przez nic przygnieciony, lecz jego nogi delikatnie dotknęły czegoś miękkiego. Z ciągle zamkniętymi oczami odruchowo wyciągnął rękę w bok i niespodziewanie oparł się o coś szorstkiego. Drzewo? Poruszył palcami, które natrafiły na wąskie zagłębienia w korze. Jego twarz omiótł delikatny wiaterek, który przyniósł ze sobą zapach wiosennych kwiatów. Po chwili konsternacji Mikołaj zdecydował się otworzyć oczy.
Stał na trawie oparty o wysoki kasztanowiec. Rozejrzał się dookoła. Po swojej lewej stronie dostrzegł mały ogródek kwiatowy. Przed chłopcem widniał długi, dwupiętrowy budynek z szeregami dużych okien. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, Mikołaj zrobił parę kroków do przodu i znalazł się naprzeciwko wejścia. „Szkoła Podstawowa nr 16 w Płocku” – odczytał biały napis na czerwonej tabliczce zawieszonej nad drzwiami zielonkawoszarego budynku. Wtem usłyszał za sobą donośny śmiech. Przez furtkę przechodziła właśnie grupka dzieci z plecakami i workami.
– Eee... Cześć... – zagadnął nieśmiało. – Uczycie się w tej szkole?
– Hej! Tak, chodzimy do piątej klasy. Ja jestem Witek – odparł niski, pucołowaty szatyn. – A to moi przyjaciele: Ania, Danusia, Beata i Krzysiek – przedstawił pozostałych. – A Ty jak się nazywasz? Chyba jesteś tu nowy?
– Mam na imię Mikołaj i... to chyba mój pierwszy dzień – rzekł zmieszany. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Przecież w to, że pojawił się tu nagle i znikąd, nikt mu nie uwierzy!
– Chodź z nami. My bardzo lubimy się uczyć, wszystko ci pokażemy! – zachęcił go nowy kolega.
Chcąc nie chcąc, ruszył za grupką uczniów „Szesnastki”. Wchodząc na podest prowadzący do drzwi wejściowych, zorientował się, że on również ma na plecach tornister wypełniony książkami i zeszytami, choć przecież niczego nie zabierał z domu.
Zegar wiszący na holu głównym zaraz naprzeciwko wejścia wskazywał dziesięć minut do godziny ósmej. „Ciekawe, który to rok...” – przemknęło chłopcu przez myśl. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w jego toruńskiej szkole. Chyba rzeczywiście musiał przenieść się w przyszłość! Ale to przecież niemożliwe...
– Miki, spójrz, tu jest sekretariat i gabinet dyrekcji szkoły! – Radosny głos Witka wyrwał Mikołaja z zamyślenia. Kolega wskazywał na drzwi tuż przy schodach, naprzeciwko których mieściła się maleńka dyżurka pań woźnych. – Zaś tam dalej, po lewej stronie, są szatnie, w których zaraz zostawimy kurtki i buty.
Mikołaj podążał za grupką znajomych, którzy oprowadzali go po budynku i pokazywali wszystkie najważniejsze miejsca w szkole. Chłopiec szczególnie zapamiętał stołówkę na lewo od wejścia i salę gimnastyczną na parterze, pokój nauczycielski i bibliotekę na pierwszym piętrze. Nowi koledzy pokazali mu także wszystkie sale lekcyjne, a nawet udało im się dostać na zaplecze pracowni biologicznej w rogu najwyższej kondygnacji. Chłopiec nie potrafił stwierdzić, co znajduje się w tajemniczych, szklanych pojemnikach – w jego poprzedniej szkole nikt nigdy nie pokazywał mu takich rzeczy... Teraz nagle biologia wydała mu się niezwykle fascynującym przedmiotem. Aż podskoczył, gdy w rogu zaplecza dostrzegł... ludzki szkielet.
– On jest prawdziwy? – zapytał z przerażeniem w głosie.
– Nie, coś ty, kości są plastikowe, tylko wyglądają jak prawdziwe – wyjaśniła pospiesznie Beata, która niezwykle lubiła biologię.
Dzień minął Mikołajowi zdecydowanie zbyt szybko. Nigdy nie pomyślał, że w szkole może być tak miło i przyjemnie. Nowi koledzy byli sympatyczni i chętnie we wszystkim pomagali, zaś nauczyciele mili i, co najważniejsze, prowadzili lekcje bardzo ciekawie. Chłopiec pierwszy raz z uwagą słuchał pani polonistki, a na historii nawet zanotował kilka ważnych dat oraz nazwisk. Szczególnie spodobały mu się także zajęcia techniczne, na których poznał podstawy szydełkowania. Przez cały dzień nie mógł doczekać się biologii zaplanowanej dopiero na ostatnią lekcję.
Nowego budynku nie urządzono jeszcze w pełni, cały czas trwały prace. Szkoła była skromna, lecz Mikołajowi wydała się bardzo przytulna. Poczuł się, jakby wreszcie odnalazł swoje miejsce. Pośród uczniów i nauczycieli panowała przyjazna, wręcz rodzinna atmosfera ciepła i zrozumienia. Nagle uświadomił sobie, że to właśnie tego brakowało mu w jego toruńskiej placówce. „To relacje z drugim człowiekiem są najważniejsze” – pomyślał i, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać, zatęsknił za rodzicami.
– Moja mama miała rację – powiedział bardziej do siebie niż do stojących obok uczniów piątej klasy. – Jeszcze dużo muszę się nauczyć, a wtedy będę mógł rozwijać swoją pasję.
Witek spojrzał na niego podejrzliwie.
– Czym się interesujesz?
– Moim marzeniem jest zostać słynnym astronomem. Uwielbiam obserwować niebo.
– Ja będę lekarzem – oświadczył pewnie Witek, jakby nie było na świecie bardziej oczywistej rzeczy.
– A ja pilotem – wtrącił Krzysiek, który do tej pory milczał, przysłuchując się rozmowie.
– Idziemy do domu? – zapytała niecierpliwie Danusia, nie mając ochoty uczestniczyć w tej dyskusji. Ona nie miała jeszcze planów na przyszłość. W końcu była dopiero jedenastoletnią dziewczynką.
Mikołaj przystanął, odwrócił się i tęsknie spojrzał na budynek szkoły. Tak bardzo chciałby tu zostać. Tak bardzo chciałby związać się z tym miejscem, które już po jednym dniu niesamowicie utkwiło mu w pamięci i zagościło w sercu...
– Miki, idziesz do mnie? – głos Witka wyrwał go z zamyślenia. – Moja mama ugotowała dziś wyjątkowy obiad z okazji urodzin taty, a na deser będzie sernik własnej roboty.
Zanim zdążył odpowiedzieć, szedł razem z całą paczką do domu Witka. Nowy kolega mieszkał niedaleko szkoły w dziesięciopiętrowym wieżowcu tuż przy osiedlowym boisku. Do wieczora jedli, bawili się, grali w bierki i zagadki.
Dom Witka Mikołaj opuścił już o zmroku. Poszedł z powrotem w stronę szkoły. Nie wiedział, dokąd ma się udać, więc usiadł na drewnianej, zielonej ławce przed wejściem do placówki. Spojrzał w niebo. Widoczność była przepiękna. Nawet strzęp najmniejszej chmurki nie zasłaniał wyraźnie błyszczących gwiazd, a mroki dodatkowo rozświetlał duży, okrągły księżyc. Akurat przypadała pełnia. Chłopiec nagle poczuł zmęczenie po dniu pełnym wrażeń. Położył się na przyszkolnej ławce, wpatrując się w niebo rozmarzonym wzrokiem. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.

***

– Au! – jęknął i przewrócił się na drugi bok. Coś wyraźnie go uwierało w plecy. Powoli otworzył zaspane oczy, usiadł i wyjął spod siebie podręcznik do astronomii. Sennym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu. Wieża Astronomiczna. Taras. „Musiałem zasnąć, przeglądając mapy” – skojarzył. Wstał, podszedł do barierki i spojrzał w niebo. Nie przysłaniała go ani jedna chmurka. Na ciemnym tle migotały złote gwiazdy, układając się wyraźnie w ulubione gwiazdozbiory Mikołaja. Niczym nocny strażnik, dominował pośród nich ogromny, okrągły księżyc.

***

– ...i nadaję naszej szkole imię Mikołaja Kopernika – słynnego polskiego astronoma, twórcy teorii heliocentrycznej, który „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”! – rozległ się głos po całej sali gimnastycznej. Uczniowie i nauczyciele klaskali z radością.
– Hej, spójrz! – Witek szturchnął stojącego obok Krzyśka i wskazał na wielki portret patrona, właśnie odsłonięty przez nauczyciela historii. Astronom na portrecie miał dłuższe, czarne włosy, które Witkowi tak bardzo kogoś przypominały. I te rysy twarzy... – On wygląda zupełnie jak...
– ...dorosły Mikołaj – wszedł mu w słowo Krzysiek.
– Ciekawe, co się z nim stało... Szkoda, że więcej nie pojawił się w szkole. Mam nadzieję, że uda mu się spełnić jego marzenie. Chciałbym kiedyś o nim usłyszeć... – westchnął marzycielsko Witek.

***

Mimo upływu prawie pięćdziesięciu lat, wielu sukcesów, odkryć, publikacji, licznych podróży Mikołaj Kopernik nadal lubił tu przychodzić. To była jego Wieża Astronomiczna. To tu wszystko się zaczęło. To w tym miejscu, gdy zasnął, przyśniła mu się wspaniała szkoła. Do dziś, po tak długim czasie, nadal pamiętał jej nazwę. Szkoła Podstawowa nr 16 w Płocku. Niezwykła, przyjazna uczniom szkoła ze snu. Ale czy to rzeczywiście mu się tylko śniło? Wspomnienie było tak realne, jakby naprawdę spędził w niej jeden cudowny dzień, a wieczorem obserwował przejrzyste niebo z XX wieku.
Oparł się o barierkę. Zdążył założyć za ucho opadające na ramię, czarne włosy, gdy coś na niebie przyciągnęło jego uwagę. Maleńki, iskrzący punkcik, szybko poruszający się w stronę Ziemi... Déjà vu?
Zamknął oczy i przywołał wspomnienia pamiętnego dnia sprzed pięćdziesięciu lat. Nagle poczuł znajome już szarpnięcie. Wcale nie zdziwiło go, gdy jego stopy oderwały się od podłogi. Tym razem wiedział, co dalej się stanie.
Wylądował przed pięknym, pomarańczowo-zielonym budynkiem. Na trawie przy rozłożystych kasztanowcach znajdował się kolorowy plac zabaw. W oddali rozciągało się piękne, nowe boisko. Podszedł kilka kroków i spojrzał na czerwoną tabliczkę przybitą nad wejściem. Biały napis głosił: „Szkoła Podstawowa nr 16 im. Mikołaja Kopernika w Płocku”. Uśmiechnął się do własnych myśli sprzed pięćdziesięciu lat. „Tak bardzo chciałbym związać się z tym miejscem...”. Wszedł po znajomych stopniach i otworzył drzwi swojej ukochanej szkoły.

Union Dental
Adres
ul. Piasta Kołodzieja 7
09-400 Płock
Kontakt
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
(24) 364 31 21
Godziny otwarcia
  • Sekretariat
    7:30 - 15:30
  • Świetlica

    7:00 - 16:00

© Szkoła Podstawowa nr 16. All rights reserved.
.
© Szkoła Podstawowa nr 16 w Płocku